Podczas Tygodnia Polonistów Uniwersytet Rzeszowski odwiedził prof. Jerzy Bralczyk. Nie trzeba być absolwentem filologii polskiej, aby kojarzyć tego wybitnego językoznawcę, przynajmniej z wyglądu. Gdy taka osobistość wstępuje w nasze skromne progi, to oczywiście nie może obyć się bez formuł oficjalnych. Szanownego pana profesora powitał Jego Magnificencja, Rektor Uniwersytetu Rzeszowskiego, prof. Aleksander Bobko. Swoją obecnością zaszczyciła też obecnych pani Prodziekan Wydziału Filologicznego, dr hab. prof. UR Agnieszka Uberman. W imieniu organizatorów przemawiała pani dr hab. prof. UR Grażyna Filip, Zastępca Dyrektora Instytutu Filologii Polskiej, onieśmielona, jak sama stwierdziła, autorytetem prof. Bralczyka. W końcu do głosu został dopuszczony prof. Kazimierz Ożóg, sława i autorytet wśród pracowników Uniwersytetu Rzeszowskiego.
![]() |
| [źródło] |
Prof. Ożóg wygłosił przemówienie, podkreślając wybitność prof. Bralczyka, który całość skwitował w następujący sposób: „Trudno jest komuś przerwać. Ja też czasem sam sobie nie mogę przerwać”. Cóż, jak widać, część oficjalna okazała się za długa dla naszego gościa ;). I tak oto zaczęła się niecierpliwie wyczekiwana dyskusja panelowa.
Znany rzeszowski językoznawca rozpoczął swą wypowiedź bardzo ciekawym wierszem własnego autorstwa:
Czaj kolo bazę, kumaj ziomal
Sorewicz, że w naszym speech.
Pełna faza, zajawka w Italii,
Full wypas, zdanża sprawa,
Zakręcona impra, po prostu masakra.
Kultowy MAN, zajarzyste autostrady,
Włochy jak Włochy,
Lukali my tu i tam.
Fajny Rzym, przyjefajna Padwa,
Galileo na big skrzynce po browarze.
Sympa Rawenna,
Jakiś Justynian spoko facet
I Teodora z kamyczków na ścianie.
Koleś przewodnik z czadowym brzusiem
Miał równo pod sufitem.
Coś brechał o zabytkach,
Ale to dla nas zmuła i ściema.
No, ale było fest.
Lipa, że mało bronksu,
Ale wino z kartonu debet.
No to naczepa, hejka
– ziomal Kaz.
Utwór powstał, gdy profesor wracał z wycieczki do Włoch, gdzie uczestniczył w audiencji u papieża Benedykta XVI. Wiersz ten został podpisany pseudonimem ziomal Kaz. Pan profesor nosi imię Kazimierz i wykorzystując tendencję języka do skracania słów oraz slangowy wyraz, stworzył nazwę ziomal Kaz.
Kolejne poruszane kwestie były nie mniej interesujące. Choćby nadawanie tytułów. I tak prof. Bralczyk zaczął opowiadać o jednej ze swoich najnowszych książek, traktującej o określeniach nazywających jedzenie. To pięknie ilustrowana praca o intrygującym tytule Jeść!!!. Uczony zachwycał się wieloznacznością tegoż słowa. Jak się okazuje, dobry tytuł to podstawa i gwarancja, że książka będzie się dobrze sprzedawać. Prof. Bralczyk poddał analizie tytuł książki prof. Ożoga Polszczyzna przełomu XX i XXI wieku, dobrze znanej każdemu poloniście, najczęściej jako Kokakola jest spoko. Gdyby na początku dodać miły przyimek „o” i dopisać „ze szczególnym uwzględnieniem”, tytuł byłby mniej atrakcyjny – skwitował prof. Bralczyk.
Jak dobrze pisać, radził już Napoleon autorom konstytucji konsularnej, mówiąc: „Piszcie krótko i niejasno”. Jaki z tego morał? Najlepsze są teksty wieloznaczne, a do tego jeśli okazują się zabawne, cieszą się uznaniem, ponieważ osoby z poczuciem humoru bardziej się lubi.
![]() |
| [źródło] |
Kolejną istotną kwestią w naszym posługiwaniu się językiem pisanym jest pierwsze zdanie. I takie oto przykłady podawał prof. Bralczyk: „Ogary poszły w las”. To początkowe wypowiedzenie z Popiołów Żeromskiego. Nasz szanowny gość komentował je w następujący sposób: „Gdyby ogary wróciły, to Żeromski nie wiedziałby, co z nimi zrobić, a jak one poszły, to echa ich grania cichły coraz bardziej”. Jest dobry początek? Jest. Kolejnym przykładem są słowa z Pana Tadeusza: „Litwo, ojczyzno moja…”. Któż ich nie zna? A ilu z nas potrafi tylko tyle przytoczyć z pamięci? Jak podkreślał profesor, najważniejsze to dobrze zacząć, „a potem już jakoś poleci”.
Cenną radą, choć, zdawałoby się może, banalną, jest zwrócenie uwagi na to, że należy zaczynać od początku, a nie od końca. Na poparcie tej jakże odkrywczej tezy prof. Bralczyk przywołał anegdotę o Józefie Ignacym Kraszewskim, który kiedyś siedział nad kartką, na której zawarł zdanie: „Był zmierzch”, i nie mógł dalej pisać. W końcu podarł papier, wyrzucił go i napisał na nowej: „Świtało”. Tak właśnie powstała Stara Baśń.
Te spostrzeżenia prof. Ożóg podsumował, mówiąc, że „to było bardzo ciekawe”, na co prof. Bralczyk odpowiedział: „Też tak myślę”. Oczywiście skromność naszego gościa jest nad wyraz imponująca ;).
Profesora Ożoga szokują takie słowa, jak: hit, megahit, absolutny megahit czy teksty z plakatów typu: ekstremalnie wypasione rekolekcje, technoparty mega trans. Według niego są one puste znaczeniowo. Na szczęście prof. Bralczyk zauważył, że takie sformułowania wykorzystuje się jako element żartu: „Jak by ktoś użył tego na serio, to bym chyba umarł” – dodał.
Dwóch uczonych rozmawiało także o tym, w jaki sposób człowiek opisuje świat. Jak się okazało, najpierw poznajemy rzeczywistość poprzez cechy estetyczne, a nie moralne, ponieważ dziecko na początku pyta, czy coś jest „cacy” czy „be”, a dopiero potem „dobre” czy „złe”. Gdy do dziecka powie się: „jesteś brzydki, bo urwałeś kotkowi ogonek”, to dziecko przez to wcale nie jest brzydkie, jest dalej śliczne, tylko kotek trochę brzydszy.
Kolejną zmorę dzisiejszego mówienia, jak wyniknęło z dyskusji, stanowi mówienie dla mówienia. Profesor Bralczyk podał następujący przykład: pewne dziecko zwróciło się do niego, mówiąc: „Proszę pana, proszę pana, chcę panu coś powiedzieć, proszę pana, proszę pana” – i w rezultacie nie powiedziało nic. Uczony opowiadał o dialogu dwójki młodych ludzi – przytaczam go wraz z komentarzami prof. Bralczyka w nawiasach:
- Cześć.
- Cześć.- Słuchaj… (Ten i tak słucha, ale wtedy będzie słuchał bardziej.)
- Proszę ja ciebie… (O coś prosi, nie bardzo wiemy, o co, ale prosi.)
- Wiesz… (No nie wie, jak się dowie, to będzie wiedział, na razie nie wie.)
- Jest taka sprawa, nie. (To, że jest jakaś sprawa, to każdy wie, tylko nie wiadomo, dlaczego on później nie mówi, no przecież chodzi o to, że ona jest, a nie o to, że jej nie ma.)
- Bo tego… (Dlaczego – bo i jakiego tego?)
- Widzisz… (I dopiero wtedy zaczyna coś ewentualnie mówić.)
Profesor wskazał, że tego typu rozmowy są jak japońska etykieta, w której najpierw trzeba wygłosić różne komplementy, opowiedzieć coś na rozmaite tematy, aby w końcu móc przejść do sedna sprawy. Kolejnych przykładów metatekstów możemy się doszukać w mowie warszawiaków, którzy mówią „tak”, aby potwierdzić, że mają rację, oraz w mowie poznaniaków – oni z kolei wydobywają z siebie „nie”, by sprowokować dialog.
Jak widać, o języku można mówić na wesoło. Sam prof. Bralczyk powiedział, że na początku „uczył, bawiąc, później bawił, ucząc, a obecnie bawi, bawiąc”, więc zabawiając audytorium, które często się śmiało, przekazał wiele ciekawych informacji dotyczących współczesnego języka polskiego. Spotkanie z prof. Bralczykiem było na tyle fascynujące i inspirujące, że wychodząc, usłyszałam, jak pewna licealistka powiedziała: „Jeśli profesor pisze tak, jak mówi, to ja przeczytam wszystkie jego książki”. Cóż, młodszej koleżance należy życzyć powodzenia.
Joanna Gościńska
---


Brak komentarzy:
Prześlij komentarz